Była taka pogoda, jaką lubię najbardziej. Słońce świeciło jak szalone, ale na dworze mroźno. Zawsze mi się to kojarzy z feriami i rodzinnymi wyjazdami na narty. W górach jest pięknie, gdy Słońce tak świeci. A jeszcze jak można sobie pomykać na nartach lub desce. Do tego gorąca czekolada i Princiaki na stoku. Żyć, nie umierać... Wspomnienia, wspomnienia. Ale to była taka dygresyjka, na którą się zdecydowałam, bo też ,,szczęściogenna" ;).
Natomiast moim dzisiejszym Szczęściem-Szczęściem był niesamowity widok. Nie wiem, czy uda mi się go opisać na tyle dobrze, by ktoś go ujrzał ,,oczyma duszy", ale spróbuję. Jechałam samochodem. W zasadzie zjeżdżałam z górki. Słońce świeciło mi w twarz. Na przeciw mnie było wzniesienie, na które się wybierałam. Nawierzchnia drogi była posypana solą, ale nie piaskiem, więc stała się mokra i gładka. W pewnym momencie promienie słoneczne padały na to wszystko w taki sposób, że odbijały się idealnie od drogi. Robiło to nieziemskie wrażenie. Złoty wąż wijący się między szarościami prawie zupełnie roztopionego śniegu i zahibernowanych pól. Trochę mi się to kojarzyło z tymi pięknymi chińskimi smokami. One też się tak wiją i mają piękne kolory. Brakowało tylko pióropuszu. To był widok z tych wprawiających w osłupienie i zachwyt. Całe Słońce w jednej nici. Można być szczęśliwym.
Co z Wami? Braki w Szczęściu, czy w ochocie?
Całuję,
Baronowa
PS. W internecie znalazłam namiastkę... To tylko troszkę przypomina wspaniałość mojego smoka, ale pokazuję, by było łatwiej zobaczyć ;}
Źródło |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz